Zainspirowana Białymi Inspiracjami (nie ma jak tautologia) chciałabym dziś się wypowiedzieć na temat ciast weselnych. Taką mieliśmy ostatnio z mężem mym rozmowę, że te ciasta zazwyczaj nie nadają się do jedzenia. Ja to w ogóle zanim zjem jakieś, testuję kilka i ostatecznie większość mi zostaje na talerzu...
Podobnie jest z tortami. Najczęściej są one tłuste i bez szczególnego wyrazu. Uczestniczyłam kiedyś w dyskusji na jednym forum na temat niekonwencjonalnych pomysłów na nie. Jedna z forumowiczek dzieliła się swoim marzeniem o cup cake'owym torcie, z którego jednak musiała zrezygnować ze względu na anachronicznie nastawionych teściów... Jaka szkoda!
"Tradition, tradition, tradition!" - śpiewał Skrzypek na Dachu, a my zdajemy się jak te owce po nim powtarzać. Jeszcze rozumiem, że można chcieć mieć tradycyjne ciasta, bo coś tam, ale najczęściej to ta tradycyjność polega na tym jedynie, że one są byle jakie! U nas ciasta upiekli znajomi i były po prostu boskie (bo domowe).
Zresztą, ja tu piszę o ciastach, a przecież tak jest w każdej innej sferze. Młodzi machają ręką, więc w kościele jęczy organista te same pieśni co na niedzielnej sumie, sepleniący ministrant czyta te same czytania co na każdym ślubie, a na weselu marny zespół marnie gra te same "przeboje", co na wszystkich innych weselach.
No i dlaczego?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz