Dziś Międzynarodowy Dzień Seksu, a więc: do dzieła! (mówię o sobie i tym wpisie, jakby kto pytał). Tytułowa inspiracja zaczerpnięta z bardzo ładnego filmu produkcji skandynawskiej. Film nie traktuje co prawda o nocy poślubnej (w przeciwieństwie do mojego wpisu, ot co!), ale ogólnie jest godny polecenia. Więc polecam.
Nie zamierzam tu poruszać – jak można się domyślić po moich dotychczasowych blogowych „osiagnięciach” – kwestii dotyczących na przykład filmowania podczas nocy poślubnej (który to problem znalazłam ostatnio na jakimś portalu ślubnym, a potem jeszcze na kilku innych...) czy też tego, jaką bieliznę wybrać na ten „magiczny” wieczór. Będę za to pisać o tym, żeby nie rezygnować z nocy poślubnej!
Usłyszałam kiedyś, że pewni Państwo Młodzi urządzili sobie noc przedślubną zamiast tej "tuż po weselu". Powiem tylko tyle, że taka noc nijak się ma do tego, o czym piszę ja. W żaden sposób jej nie zastępuje, a wręcz porównywanie ich uwłacza „tej właściwej”. Naprawdę muszę tłumaczyć dlaczego tak uważam? Myślę, że nie. No bo to przecież jasne jak słońce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz