Ostatnio mam takie leniwe dni, że zupełnie nic mi się nie chce, a do tego wciąż chodzę rozdrażniona. Dzisiaj nie jest lepiej. A po tym, jak zaczęłam przeglądać branżową prasę, jest nawet jeszcze gorzej... Na tapecie oczywiście suknia aktorki, Katarzyny Zielińskiej, i burzliwa dyskusja na jej temat.
Czytam komentarze (dominuje zdecydowanie opinia negatywna), a także artykuły omawiające wszelkie "za" i "przeciw", czy też odnoszące się do wspomnianych komentarzy. I może nawet znajduję myśli warte zanotowania, jednak w moim obecnym stanie (patrz punkt 1.) wszystko - w tym wszelkie błędy językowe, interpunkcyjne, literówki - tak wytrącają mnie z równowagi, że odechciewa mi się przymykać na nie oko (czy może oka?).
Poza tym denerwuje mnie to, że z prywatnego wydarzenia robimy takie "halo". I ten zarzut kieruję zarówno do samej zainteresowanej (przecież sama zadbała o to, by było o niej głośno), jak i nas, odbiorców (o tabloidach nie wspomnę). Aktorka, owszem, przedobrzyła (choć przecież i tak ładnie wygląda), a obiegowe opinie generalnie są słuszne, jednak czy naprawdę w życiu chodzi tylko o to, czy welon jest od Tiffany'ego, a szpilki specjalnie sprowadzone z Londynu?
Ja mam tylko tyle do powiedzenia. Wybaczcie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz