Po pierwsze, jeśli planujecie imprezę do rana (ja odradzam! po co się męczyć? chyba że naprawdę chcecie!), to nie liczcie, że noc a raczej dzień poślubny przyniesie coś wymarzonego i wyjątkowego. Będziecie przemęczeni, najprawdopodobniej zaśniecie obok siebie prawie że w sukni i prawie że w garniturze, a obudzicie się nadal zaspani. Więc właściwie to polecam krótsze imprezy (na przykład takie do północy świetnie się sprawdzają). Ale dziś nie o tym.
Po drugie, kiedy się już zerwiecie z tego Waszego pierwszego małżeńskiego łoża (najpewniej hotelowego, co jest miłym zwyczajem), to będziecie musieli biec na łeb na szyję, jeśli nie na poprawiny (osobiście nie rozumiem tej instytucji; celem jej jest bowiem najczęściej zaspokojenie potrzeb krewnych, a nie Waszych), to przynajmniej odebrać kwiaty, prezenty, spotkać się z rodzicami, uregulować ostatecznie formalności w restauracji itp. (dlatego im mniej spraw, tym lepiej!).
Po trzecie, w związku z punktem pierwszym i drugim będziecie zmęczeni, więc o kłótnie nie trudno. Trochę słabo, kiedy niektórzy przyjmują za prawdę słowa: „jaki pierwszy dzień, takie małżeństwo” (bzdura!). Pamiętaj, że wszystkiego dopiero będziecie się uczyć. Teraz właśnie zacznie się Wasze piękne życie (a nie brutalna codzienność), w którym będziecie się poznawać (siebie nawzajem i samych siebie), docierać i dostosowywać do swych potrzeb.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz